sobota, 17 września 2016

The fu­ture star­ts to­day, not to­mor­row

Przyszłość zaczyna się dzisiaj,nie jutro


W.W


Koncert. Tysiące par oczu zwrócone wprost na mnie. Kim są oni? Maszynką do zarabiania. Łykają każde kłamstwo. Ludziom pięknym wiele się wybacza. Wystarczy lekkie podciągniecie koszulki, a wszystkie fanki piszczą. Czuję się jak Bóg. Stawiają mnie ponad wszystko i wszystkich. Wierzą, mają nadzieję. Uważają, że nadaję im życiu jakiegoś sensu, a moja twórczość pomaga . Cóż za żałosność. Gdybym był zwierzęciem, byłbym lwem. Ludzie dookoła mnie byliby krwistym mięsem, smaczną przekąską. Czy to co robię sprawia mi przyjemność? Owszem, mam pieniądze. Mam to co chcę i kogo chcę. Dla niektórych mogę wyglądać jak małpa odziana w gacie, nie przeszkadza mi to. Skaczę, tańczę, śpiewam, gram. Dosłownie odkrywam nowy świat. Czuję się świetnie, jestem niesamowity. Tak jak po każdym show organizuje imprezę. Masa głąbów przybywa żeby się nażłopać. Zaczyna się hucznie ,wchodzę ja. Wszyscy są zwróceni w moją stronę. Witam się z półgłówkami naszym specjalnym powitaniem. Uśmiecham się do każdego, chociaż gdybym ukazał się ze strony największego gbura wciąż byłbym wielbiony. Jestem najważniejszy, liczy się rozkosz, którą każdy może tutaj uzyskać. Wyszykuje w tłumie potencjalną dupę do zaliczenia ,na jedną noc. Wszyscy znają moje nawyki, a mimo to za każdym razem zjawia się tutaj więcej osób.Co noc mój pałac zamienia się w burdel. Jak najbardziej mi to odpowiada. Nie jest tu sztywno, każdy porusza ciała w rytm muzyki puszczanej przez DJ. Można byłoby uznać ten obraz za dość niesmaczny gdyby nie fakt, że każdy z nas jest naszprycowany najróżniejszymi używkami. Przed północą zaciągam laskę na górę.  Zazwyczaj w ciągu nocy pieprzę około czterech. Bynajmniej tyle pamiętam. W końcu nie od razu są efekty po wymieszaniu trunków. Nie mam pojęcia kiedy ludzie znikają. Zazwyczaj budzę się w wysprzątanej na błysk willi. Dzisiejsza impreza nie różni się od przeciętnej innego wieczoru. Monotonia? Nie do końca. Około czwartej nad ranem urywa mi się film. Stosunkowo wcześnie (jeśli zaliczymy w to godzinę szesnastą)  budzę się przez wrzaski. 
- Rzucam pracę! Słyszysz?! Możesz mi nagwizdać gówniarzu! Pieniądze nie są warte tej pracy! Żyj w chlewie albo znajdź inną naiwną kretynkę!! 
W ten oto sposób straciłem najlepszą sprzątaczkę jaką kiedykolwiek miałem. Och, zdarza się, że docenię czyjąś pracę. Zwykle to robię jeśli chodzi o moją nową płytę. Mimo próśb kierowanych w stronę Genevieve , nie zgodziła się wrócić. 
Więc o to ja ,błyskotliwy William Wolf postanowiłem zamieścić ogłoszenie w którym oferuje dobrze płatną prace. Przecież ludzie z prowincji nie będą narzekać na takie wynagrodzenie, prawda?

I.C


Gdybym była aktorką, zagrałabym Syzyfa. Co więcej wcale nie musiałabym udawać. W ostatnim czasie tylko żmudnie poszukuję pracy. Skończyłam szkołę, zdałam egzaminy, a gdzie studia? Znajdź robotę pójdziesz na studia. Tak powiedzieli, więc to robię. Dla chcącego nic trudnego? Brednie. Za młoda, niekompetentna , brak kwalifikacji. Mogę wymieniać bez końca. Gdybym nie była silna psychicznie, poddałabym się. Och, Kanado. Mój słodki liściu klonowy, dlaczego mi to robisz? Mijały tygodnie, a ja wciąż stałam w miejscu. Dzięki silnej woli i samozaparciu oraz wiary w swoje możliwości, nadszedł dzień chwały i cudu.
USA? Floryda? Miami? Minimalne doświadczenie w pracach domowych? Wysokie wynagrodzenie? 
- Dzień Dobry, ja w …
- Cudownie! Wspaniale! Do zobaczenia pojutrze, o czwartej w Różanych tarasach! 
Ameryko, nadchodzę!
Dwa dni później siedzę w umówionym miejscu. W pół do szóstej, gdzie jesteś przyszły szefie? Kawa i ciasto już się kończą,a nie mam zamiaru zamawiać po raz trzeci.
- W sprawie pracy? – oderwałam wzrok od łakoci.
Przytaknęłam głową i uważnie się przyjrzałam.Włosy w nieładzie skierowane ku górze, szczęka wyrazista, zarysowana, idealnie podkreślona, czarna bluza opinała się na mięśniach, miał na sobie również luźne dresy.  Wyglądał znajomo, jednak okulary przeciwsłoneczne zasłaniały sporą część twarzy. Uniemożliwiły mi one rozpoznanie owego mężczyzny.Wyglądał tak znajomo,tak jakbyśmy się znali. Położył na stole kartkę i skierował się do wyjścia. 
- Aha, to twój dzień próbny. Nie schrzań tego – rzucił, po czym wyszedł. 
Spojrzałam na skrawek papieru
Chuck Road 3,godzina 22, nie spóźnij się. 
Wróciłam do hotelu, po paru godzinach wezwałam taksówkę, która miała zawieść mnie na miejsce. Po półgodzinnej podróży już tam byłam. Muzyka rozbrzmiewała dookoła. Rozejrzałam się. 
- O cholera - oniemiałam - to nie dom, to pałac -  westchnęłam. 
Szybko jednak otrząsnęłam się i skierowałam się do wejścia. Wszędzie ludzie, ubrani i też nadzy. Czy trafiłam na jakąś orgię czy po prostu człowiek sobie ze mnie kpi? Przecisnęłam się przez tłum. 
Gdzie ja jestem? 
I wtedy, na schodach zobaczyłam JEGO. Williama Wolfa, bożyszcza nastolatek. Czy ta willa należy do niego? Bez dwóch zdań. Zachowuj się normalnie. Nie bądź idiotką! Spoglądałam w każdą stronę. W swoim życiu nie widziałam tyle pięknych przedmiotów ani tak drogich ciuchów. Ubrana w zwykły biały T-shirt i krótkie spodenki wyglądałam przeciętnie. Mało powiedziane, byłam biedna i tak też prezentowałam się. Można było uznać mnie za flejtucha. W tłumie pięknych dziewczyn byłam chodzącą szkaradą. Każdy zna bajkę Piękna i Bestia, prawda? Cóż w tym wypadku byłam Bestią.
Z każdym krokiem miałam co raz mniej powietrza, tak jakby ubywało go z otoczenia. Byłam już tak blisko Williama. Oczy miał jakby zamglone. Głęboki brąz, niesamowicie piękny. On sam wyglądał niczym wyjęty z fotografii. 


W.W


Znalazłem się w środku tego całego cyrku. W tłumie rozbrykanego towarzystwa zauważyłem znajomą twarz. To była ona,nowa pomoc domowa. Zmarszczyłem brwi i przyjrzałem się jej uważnie, w kawiarni nie miałem na to czasu.Szła w moją stronę powolnym krokiem, rozglądając się po ogromnym salonie. Na jej twarzy malowało się zdziwienie. Można śmiało stwierdzić, że myślała nad tym jak to posprzątać. Miała na sobie prosty, biały T-shirt i krótkie spodenki.  Jej długie brązowe włosy opadały lekko,aż po pas. Duże błękitne oczy ze srebrnymi refleksami mieniły się w blasku wielkiego,pozłacanego żyrandola. Przez najzwyklejsze wręcz ubogie ubrania znalazła się na językach ludzi z wyższych sfer. W oczach tych snobów jest niczym,zabawką,którą można pomiatać. 
Nie zauważyłem kiedy obok mnie pojawiła się Kate, piękna blondynka o długich nogach,która wciąż na twarzy ma pogardliwy uśmiech. 
- No proszę,a to kto?Nowa gosposia? Mogłaby się chociaż ubrać na pierwszy dzień pracy  - parsknęła śmiechem. 
Rzuciłem jej wrogie spojrzenie kiedy zrozumiałem kogo ma na myśli,dziewczyna z kawiarni stała niecałe dwa metry ode mnie 
- Schowaj pazurki na wieczór i trzymaj swój jadowity język za zębami – syknąłem - od dziś ta kobieta – wskazałem dłonią -  jest moją pracownicą i jednocześnie gościem w tym domu. A teraz idź. Jeszcze kogoś przestraszysz swój a twarzą.
Zrobiła kwaśną minę i odeszła. Nie chciałem aby ktokolwiek pierwszego dnia zniechęcił moją nową pracownicę.  Potrzebowałem jej przynajmniej na okres sezonowy za nim wyjadę do Kalifornii.  Ktoś przecież musi utrzymać dom w ładzie. Trudno teraz o dobrą służbę
Dziewczyna stanęła przede mną zestresowana i wystraszona. Tak mi się wydaję,nie jestem świetnym obserwatorem.
- Przyszłam..- wydusiła.
- No przecież widzę,nie jestem ślepy. -wywróciłem oczami -To twój dzień próbny,spiszesz się ,spakujesz swoje rzeczy i wprowadzisz się tutaj. - oparłem się o poręcz schodów. - No,nie patrz się tak,wyglądasz jak obłąkana. Nie rozmawiaj z nikim,jeśli zaczniesz będzie źle. - stwierdziłem -  Na co czekasz?Zabieraj się do pracy - wskazałem ręką na brudne naczynia
- Przepraszam..ja...
- Och,skończ mruczeć. Nie przepraszaj,nie mnie i nikogo innego bynajmniej nie w mojej obecności.
Zostawiłem dziewczynę samą,a sam dałem się porwać w wir szalonej imprezy.