środa, 19 października 2016

La raison d’aimer, c’est l’amour.

Przyczyną kochania jest miłość


I.C


Choć dookoła mnie było dużo pracy,wciąż myślami błądziłam do pocałunku. Jednego,niewinnego,nic nieznaczącego pocałunku. Właściwie dlaczego to zrobił? Przecież mógł inaczej wykopać tamtą dziewczynę z domu. Ta akcja była zupełnie nie potrzebna. Moje relacje z Williamem z reguły są dość oschłe lub ograniczają się jedynie do pracy. Głównie słyszę ''dlaczego nie pracujesz?'',''zabieraj się do roboty'' i ''samo się nie posprząta''. Zdarzają się niezwykle rzadkie wyjątki.Uchodzę w tym domu za powietrze. Co bywa naprawdę śmieszne.
- Ubrałbyś się czasem. Nie zaszkodzi twojej godności - wywracam teatralnie oczami i kieruję się do salonu.
- Przestań marudzić i patrz póki możesz,nawet nie wiesz ile laski by za to oddały - chłopak podąża za mną.
- Serio,ubierz się. Mdli mnie na twój widok - rozkładam się na kanapie. Will siada obok mnie,zupełnie nagi.
- Ty tak na poważnie? A co jeśli twój kicuś się przeziębi? Nie będzie ci go szkoda? - zakrywam dłońmi twarz i spoglądam na chłopaka jedynie przez szczeliny między palcami.
- Ktoś zawsze się nim zajmie, nie martw się o to - porusza zabawnie brwiami - po prostu przyznaj,że ciebie onieśmielam
- Chyba śnisz - rzucam w chłopaka poduszką - zakryjesz się w końcu?
- Dobra mała,idę się ubrać. Niech bóg ześle kogoś kto cię rozdziewiczy,może nie będziesz taka marudna - wzdycha i wychodzi z pokoju.
Szczerze,kto co noc chciałby słyszeć bandę niewyżytych królików kopulujących ze sobą? Na pewno nie ja! Zapatrzony w siebie egoista. Marnotrawny dupek.
- Nie dąsaj się tyle,to jest William. Po prostu musisz go zaakceptować. Taki już jest. - ręka Griffina spoczęła na moim ramieniu.
- Ale dlaczego? Czy wszystkich tak traktuje? - westchnęłam i przejechałam dłonią po czole.
- Kiedyś taki nie był. - uśmiechnął się ponuro
- Co się stało? - byłam bardzo zaciekawiona. Chłopak lekko spoważniał.
- Woda sodowa uderzyła mu do głowy,to się stało. - zaśmiał się - a teraz,kurde wcinaj te lody bo się zaraz roztopią! - postanowiłam nie drążyć tematu i zaczęłam zajadać się łakociami.
Griffin jest totalną przeciwnością Williama. Nie mogę uwierzyć w to,że są braćmi. W życiu nie miałam okazji spotkać tak cudownego faceta. Jest dla mnie ogromnym wsparciem,oddanym przyjacielem. Minął miesiąc odkąd pracuję w posiadłości Wolfa i mogę przysiąc,że gdyby nie młodszy brat szefa,nie wytrwałabym tam minuty dłużej.
- To co powiesz na szybkie zakupy i powrót do królestwa? - zagadnął mnie Griff
- Niechętnie przystaję na drugą część propozycji,ale jeśli nie mam wyjścia - mruczę
- Och,uśmiechnij się piękna! - chłopak dźgnął mnie palcem w bok. Nie mogłam się nie zaśmiać,uśmiech sam wpełznął na moją twarz. - o widzisz? Od razu lepiej!
Resztę czasu spędziliśmy na chodzeniu po sklepach w poszukiwaniu nowych ubrań oraz na wygłupianiu się.
- Właściwie dlaczego Wielki Finn? - zaśmiałam się na myśl o samym przezwisku.
- Długa historia,kiedyś ci opowiem - zaczesał kosmyk włosów za moje ucho. Chwycił mój podbródek w palce i skierował głowę do góry,tak abym na niego spojrzała.
Moje serce przyśpieszyło bicia. Nasze usta były tak blisko siebie. I nagle,za moich pleców wydobyło się chrząknięcie.
- Kurwa stary,wybrałeś sobie świetny moment. Mogłeś chociaż poczekać.
- Hola hola,paniusia się zdenerwowała. Straszne! - William udawał przerażonego - mam wykopać sobie grób własnymi rękoma?!
- O co tobie tak właściwie chodzi?! - było można wyczuć napięcie w atmosferze.
- Isabel wejdź do środka i zaczekaj na mnie w salonie. - Will skierował się do mnie.
- Co? - zapytałam zdziwiona
- Głucha jesteś?! - wrzasnął - idź i zaczekaj w salonie! - powtórzył
Stałam jak słup. Nie mogłam się ruszyć,miałam przeczucie,że wydarzy się coś złego.
- No,na co czekasz? Aż fanfary zaczną grać? - złość rosła w każdym słowie wypowiedzianym przez piosenkarza.
- Isabello,idź. - poprosił Griffin.
- Robię to tylko dlatego,że mnie prosisz - wyjąkałam
- Jak romantycznie,a teraz zmykaj - zagruchotał sarkastycznie Will,a ja chwilę później zniknęłam za drzwiami.


W.W


- Mieliśmy umowę! - warknął Griffin i zacisnął pięści.
- Jaką umowę,o czym ty pierdolisz? - nie miałem pojęcia o co mu chodzi.
- Trzymaj się z dala inaczej pożałujesz. - zagroził i uderzył pięścią w ścianę.
- Pożałuję? Ciekawe. Najwyżej możesz zdjąć spodnie i pomachać mi gołym tyłkiem przed twarzą - mruknąłem
- Spierdalaj - syknął po czym odszedł.
- I vice versa! - krzyknąłem na odchodne przez uchylone drzwi.
Opanuj się. Rozluźnij mięśnie.Siedź cicho.
-Dlaczego to zrobiłeś? - Isabella stanęła przede mną. Założyła rękę na rękę,a na jej twarzy malował się gniew.
- Zrobiłem co? - prychnąłem i rozłożyłem się wygodnie na fotelu.
- Nie udawaj debila. Nie możesz choć raz normalnie odpowiedzieć? Musisz ciągle zgrywać kogoś wielkiego?!
- Jak to,a nie jestem? - złapałem się za serce udając urażonego.
- Jaja sobie robisz? Odkąd tu jestem traktujesz mnie jak powietrze i nagle przeszkadza ci to,z kim się spotykam?! - w jej oczach zebrały się łzy
Wziąłem głęboki oddech.
- Bella,uspokój się. - powiedziałem łagodnie - po prostu - zamilkłem. Co ja właściwie mogę jej dać za wytłumaczenie? - zaufaj mi,dobrze? - palnąłem.
- Na zaufanie trzeba sobie zasłużyć - wrzasnęła i wybiegła z salonu.

Niezłe posunięcie William,ty tępa fujaro! To zabrzmiało prawie tak,jakbym chciał namówić wygłodniałego lwa żeby przeszedł na wegetarianizm. Co mi strzeliło do tego pustego łba? Kurwa
Myśl,myśl,myśl. Nerwowo krążyłem po pokoju.
- O mój boże! Gwiazda światowego formatu dzwoni do moi?  William Wolf,świat oszalał! - radosny okrzyk i piski rozbrzmiewały w słuchawce.
- Za trzecim razem przestajesz być śmieszna - mruczę 
- Ktoś tu nie w humorze - zachichotała. Uwielbiam jej delikatny śmiech - co się stało? co mogę dla ciebie zrobić? - pyta spokojnie. 
Zawsze to w niej lubiłem,umiała dostosować się do sytuacji. 
- Mam problem. I to duży problem - wzdycham
- Olśnij mnie - jestem pewien,a nawet idę o zakład,że w tej chwili przegląda sobie paznokcie i stąpa z nogi na nogę,a na jej twarzy maluje jej się znudzenie. Za każdym razem,gdy nie walę prosto z mostu,jest taka sytuacja,zawsze. 
- Problem z dziewczyną - mówię cicho. 
W telefonie rozbrzmiewa śmiech. No cóż i mnie się może to zdarzyć. 
- Ty? z laską? - śmiech i niedowierzanie,najgorsze połączenie ze wszystkich możliwych.
- Przyjedziesz? - poprosiłem 
- Będę jutro - odpowiedziała poważnie. 
- Dasz radę? - zdziwiłem się. Jednak jest między nami spora odległość.
- O to się nie martw - połączenie zakończone. 
- Więc czekam na ciebie. - szepczę do siebie i odkładam telefon. 


poniedziałek, 10 października 2016

Kim jesteś?

I.C


W życiu przeszłam naprawdę wiele. Jednak nigdy nie spotkałam się z takim nawałem dupków jak tutaj. Przyjaciele,znajomi czy jak ich zwie mój szefa,są bandą zapyziałych hipokrytów. Włącznie z nim samym. 
- Hej ty! Przyprowadź tu swój tyłek i posprzątaj! - z każdej strony pada to samo zdanie.   
Przychodzę i robię to co do mnie należy. Czuję,że jestem obserwowana,a nie chcę podpaść na dniu próbnym. Jestem obiektem kpin i sprośnych żartów. Wszyscy dookoła są kompletnie zaćpani i nawaleni. Boże,nie zliczę nawet tego ile razy mną poniewierali. W głównej mierze ''kobiety'' (opisałabym je bardziej jak chodzące bestie) miały do mnie zażalenia i skargi. Cóż,najwidoczniej tylko w ten sposób potrafią podbudować swojego ego. Mimo wszystko,staram się nie zwracać na to uwagi. Nic nie jest jak powinno,nie tak to sobie wyobrażałam. Jednak nie poddaję się,potrzebuję cholernie tej pracy.Słucham się WSZYSTKICH poleceń szefa. Choć w dużej mierze są naprawdę absurdalne i niedorzeczne,wykraczające poza mój zakres obowiązków. 
- Widzisz tą tutaj? - kiwam głową twierdząco -  no właśnie. - uśmiecha się  - powiedź jej,że czekam na nią u góry. - puszcza mi oczko i kieruje się do sypialni.
Podchodzę do dziewczyny,oznajmiam co William od niej chce,a ona uradowana dosłownie biegnie po schodach i chwilę później znika mi z oczu. No nic,bynajmniej byłaby bezpieczna podczas apokalipsy zombie.
- Idiotka - mruczę pod nosem. Kręcę przecząco głową i zabieram się do zbierania talerzy ze stołu.
- Coś ty taka nie w sosie? Chłopcy dają w kość? - słyszę śmiech za plecami i czuję rękę na ramieniu. Odwracam się. O mój boże. Niezdarnie odkładam talerze z miejsca z którego je chwilę szybciej zabrałam.Muszę wyglądać przekomicznie z taką miną,mogłabym przysiądź,że moje usta sięgają podłogi. Jak to możliwe? Nie dowierzanie malowało się na mojej twarzy.
- Uwaga,uwaga piękna dziewczyno,nie jestem Williamem!
- Jesteś do niego taki podobny! - boże,czy ja krzyknęłam? Najwyraźniej tak bo chłopak zanosił się gromkim śmiechem. Zasłoniłam usta dłonią.
- Jestem jego bratem. - wydusił przez śmiech.
- Bratem? Cholera. - dlaczego nie myślisz? Idiotka,jesteś kompletną idiotką.Ugryź się czasem w język!
Gdy chłopak próbował uspokoić śmiech,ja zaczęłam bardziej się mu przyglądać. Na pierwszy rzut oka wygląda identycznie jak Wolf. Wyraziście zarysowana szczęka,opinająca mięśnie koszulka,luźniejsze spodnie,włosy nieco ciemniejsze,oczy. Eureka! Kolor oczu jest inny. Ma błękitne,szef karmelowe.
- Bratem. W dodatku młodszym - poprawił włosy - napatrzyłaś się już? - uśmiechnął się ukazując szereg białych zębów.
- Och,przepraszam - czułam jak moje poliki zrobiły się okropnie ciepłe. Nie rumień się!
- Spokojnie. Jestem Griffin Wolf. - wyciąga rękę w moją stronę.
- Jestem...
- O widzę braciszku,że poznałeś moją nową pomoc. Niestety ubolewam nad tym,że Genevieve mnie opuściła. Była naprawdę świetna! - Will złapał się za serce i udawał rozpacz.
Skąd on się tu wziął?
- Nie miałeś być na górze z Beth? Jesteś tak słaby i szybko kończysz? Och,stary! Wstydź się! Myślałem,że stać cię na więcej. - zaśmiałam się.
- Stul pysk młody. Jeszcze tak obrzydliwego ciała nie widziałem. Mój boże,te niesymetryczne cycki i obwisły brzuch. - wydał z siebie odruch wymiotny. - A ty? Czemu nie pracujesz? - zwrócił się do mnie. Byłam kompletnie zmieszana.
- Daj jej spokój. Przeszkodziłem tej młodej damie. - Griffin cmoknął mnie w policzek.
- Zachowajcie te amory na później,samo się nie posprząta. - mruknął - Chodź wyrwać jakąś laskę Wielki Finie. - westchnął i odciągnął brata. Nowo poznany chłopak odwrócił głowę i bezgłośnie,o ile dobrze wyczytałam z ruchu warg,powiedział 'dupek'.
Zaśmiałam się i ponownie wróciłam do pracy.

Dom opustoszał około godziny szóstej nad ranem. Jestem zmęczona ale nie mam wyboru,pracuję do ostatniego tchu. Muszę wysprzątać wszystko na błysk. Gdy kończę jest godzina dziesiąta rano,dzwonię po taksówkę,którą wracam do hotelu,gdzie od razu padam na łóżko i czekam aż Morfeusz zabierze mnie do swojej krainy. 


W.W


Kto kurwa odsłonił okno? Jakim idiotą trzeba być,aby odsłaniać okno po morderczej imprezie? Znajdę i zajebię.Macam ręką po półce nocnej,nie udolnie zresztą. Gdzie jest do cholery woda?! Czy nic nie może być na swoim miejscu?
- Kurwa mać - mruczę
- Will,misiaczku,obudziłeś się? - spoglądam w lewo.
Zrywam się do pozycji siedzącej. Przecieram otwartą dłonią po czole i czekam aż wszystko stanie się wyraźniejsze.
- Kim ty kurwa jesteś? - zwymiotowałem.Wybacz złotowłosa,wywołujesz u mnie reakcję inną niż zapewne się spodziewałaś. Czy naprawdę przespałem się z potworem? 
- Kochanie,jak się czujesz? Już dobrze?
Jednak blondynka wciąż tu jest. Nie zrażona całą sytuacją,a co najdziwniejsze nawet niewzruszona. Nie wszystkie pozostałości po wczorajszej nocy chcą mnie opuścić. 
- Wypierdalaj - mruczę.
Chwyciłem za telefon,który był pod poduszką. Szesnasta,wyśmienicie.

Kochanie,pakuj swoje rzeczy. 
Chcę zobaczyć twój tyłeczek za godzinę u mnie.
xxx 


Wysłałem sms do nowej pracownicy i skierowałem się do łazienki. 
- Głucha jesteś? Spadaj stąd idiotko! - ostatni raz zwróciłem się do dziewczyny. 
Krótka scenka w której zostaję zwyzywany od najgorszych i złotowłosa znika. 
Mam nadzieję,że na dobre. Williamie Wolf,ty zdolna bestio! Zadowolony ze swojego wyczynu biorę prysznic z triumfalnym uśmiechem.Radośnie podśpiewuję piosenki. Schodzę po piętnastu minutach na dół. 
-  Już ci tłumaczyłam,ja tu tylko pracuję!
Zatrzymałem się w połowie schodów.
- Odkąd sprzątaczki mieszkają u swoich szefów?! Masz mnie za idiotkę? Wiem,że ty i Will macie romans! - musiałem zagryźć pięść,aby się nie zaśmiać.
Co może być śmieszniejsze od dwóch lasek kłócących się o faceta?
- Jesteś niedorzeczna! On nawet nie zna mojego imienia! - masz rację,nie znam.
- Głupia cipa! Wynoś się stąd! To MÓJ dom!
Zbiegłem na dół.
- Och,skarbie już jesteś! Nie mogłem się ciebie doczekać! Nawet nie wiesz jak tęskniłem! Myślałem,że wpadniesz na szybki prysznic - puściłem oczko w stronę dziewczyny z 'kawiarni' i objąłem ją w pasie. - A ty? Co tutaj jeszcze robisz? Nie dociera do ciebie tak proste słowo jak wypierdalaj? - warknąłem. 
- Wy,wy na pewno nie jesteście razem! Will nie zrobiłbyś mi tego! - na twarzy blondynki krył się rozpacz i ból. - Przecież mnie kochasz! Mówiłeś tak wczoraj! - piszczała.
- Coś ty sobie ubzdurała dziewczyno?
I właśnie w tym momencie,rozzłoszczony,a może i rozbawiony zaistniałą sytuacją,obróciłem nową pomoc domową i pocałowałem ją. 
- Kim jesteś? - szepnąłem 
Poczułem coś,poczułem ból.
- Kim jestem? Jestem Isabella Carter.  - odpowiedziała cicho. 

sobota, 17 września 2016

The fu­ture star­ts to­day, not to­mor­row

Przyszłość zaczyna się dzisiaj,nie jutro


W.W


Koncert. Tysiące par oczu zwrócone wprost na mnie. Kim są oni? Maszynką do zarabiania. Łykają każde kłamstwo. Ludziom pięknym wiele się wybacza. Wystarczy lekkie podciągniecie koszulki, a wszystkie fanki piszczą. Czuję się jak Bóg. Stawiają mnie ponad wszystko i wszystkich. Wierzą, mają nadzieję. Uważają, że nadaję im życiu jakiegoś sensu, a moja twórczość pomaga . Cóż za żałosność. Gdybym był zwierzęciem, byłbym lwem. Ludzie dookoła mnie byliby krwistym mięsem, smaczną przekąską. Czy to co robię sprawia mi przyjemność? Owszem, mam pieniądze. Mam to co chcę i kogo chcę. Dla niektórych mogę wyglądać jak małpa odziana w gacie, nie przeszkadza mi to. Skaczę, tańczę, śpiewam, gram. Dosłownie odkrywam nowy świat. Czuję się świetnie, jestem niesamowity. Tak jak po każdym show organizuje imprezę. Masa głąbów przybywa żeby się nażłopać. Zaczyna się hucznie ,wchodzę ja. Wszyscy są zwróceni w moją stronę. Witam się z półgłówkami naszym specjalnym powitaniem. Uśmiecham się do każdego, chociaż gdybym ukazał się ze strony największego gbura wciąż byłbym wielbiony. Jestem najważniejszy, liczy się rozkosz, którą każdy może tutaj uzyskać. Wyszykuje w tłumie potencjalną dupę do zaliczenia ,na jedną noc. Wszyscy znają moje nawyki, a mimo to za każdym razem zjawia się tutaj więcej osób.Co noc mój pałac zamienia się w burdel. Jak najbardziej mi to odpowiada. Nie jest tu sztywno, każdy porusza ciała w rytm muzyki puszczanej przez DJ. Można byłoby uznać ten obraz za dość niesmaczny gdyby nie fakt, że każdy z nas jest naszprycowany najróżniejszymi używkami. Przed północą zaciągam laskę na górę.  Zazwyczaj w ciągu nocy pieprzę około czterech. Bynajmniej tyle pamiętam. W końcu nie od razu są efekty po wymieszaniu trunków. Nie mam pojęcia kiedy ludzie znikają. Zazwyczaj budzę się w wysprzątanej na błysk willi. Dzisiejsza impreza nie różni się od przeciętnej innego wieczoru. Monotonia? Nie do końca. Około czwartej nad ranem urywa mi się film. Stosunkowo wcześnie (jeśli zaliczymy w to godzinę szesnastą)  budzę się przez wrzaski. 
- Rzucam pracę! Słyszysz?! Możesz mi nagwizdać gówniarzu! Pieniądze nie są warte tej pracy! Żyj w chlewie albo znajdź inną naiwną kretynkę!! 
W ten oto sposób straciłem najlepszą sprzątaczkę jaką kiedykolwiek miałem. Och, zdarza się, że docenię czyjąś pracę. Zwykle to robię jeśli chodzi o moją nową płytę. Mimo próśb kierowanych w stronę Genevieve , nie zgodziła się wrócić. 
Więc o to ja ,błyskotliwy William Wolf postanowiłem zamieścić ogłoszenie w którym oferuje dobrze płatną prace. Przecież ludzie z prowincji nie będą narzekać na takie wynagrodzenie, prawda?

I.C


Gdybym była aktorką, zagrałabym Syzyfa. Co więcej wcale nie musiałabym udawać. W ostatnim czasie tylko żmudnie poszukuję pracy. Skończyłam szkołę, zdałam egzaminy, a gdzie studia? Znajdź robotę pójdziesz na studia. Tak powiedzieli, więc to robię. Dla chcącego nic trudnego? Brednie. Za młoda, niekompetentna , brak kwalifikacji. Mogę wymieniać bez końca. Gdybym nie była silna psychicznie, poddałabym się. Och, Kanado. Mój słodki liściu klonowy, dlaczego mi to robisz? Mijały tygodnie, a ja wciąż stałam w miejscu. Dzięki silnej woli i samozaparciu oraz wiary w swoje możliwości, nadszedł dzień chwały i cudu.
USA? Floryda? Miami? Minimalne doświadczenie w pracach domowych? Wysokie wynagrodzenie? 
- Dzień Dobry, ja w …
- Cudownie! Wspaniale! Do zobaczenia pojutrze, o czwartej w Różanych tarasach! 
Ameryko, nadchodzę!
Dwa dni później siedzę w umówionym miejscu. W pół do szóstej, gdzie jesteś przyszły szefie? Kawa i ciasto już się kończą,a nie mam zamiaru zamawiać po raz trzeci.
- W sprawie pracy? – oderwałam wzrok od łakoci.
Przytaknęłam głową i uważnie się przyjrzałam.Włosy w nieładzie skierowane ku górze, szczęka wyrazista, zarysowana, idealnie podkreślona, czarna bluza opinała się na mięśniach, miał na sobie również luźne dresy.  Wyglądał znajomo, jednak okulary przeciwsłoneczne zasłaniały sporą część twarzy. Uniemożliwiły mi one rozpoznanie owego mężczyzny.Wyglądał tak znajomo,tak jakbyśmy się znali. Położył na stole kartkę i skierował się do wyjścia. 
- Aha, to twój dzień próbny. Nie schrzań tego – rzucił, po czym wyszedł. 
Spojrzałam na skrawek papieru
Chuck Road 3,godzina 22, nie spóźnij się. 
Wróciłam do hotelu, po paru godzinach wezwałam taksówkę, która miała zawieść mnie na miejsce. Po półgodzinnej podróży już tam byłam. Muzyka rozbrzmiewała dookoła. Rozejrzałam się. 
- O cholera - oniemiałam - to nie dom, to pałac -  westchnęłam. 
Szybko jednak otrząsnęłam się i skierowałam się do wejścia. Wszędzie ludzie, ubrani i też nadzy. Czy trafiłam na jakąś orgię czy po prostu człowiek sobie ze mnie kpi? Przecisnęłam się przez tłum. 
Gdzie ja jestem? 
I wtedy, na schodach zobaczyłam JEGO. Williama Wolfa, bożyszcza nastolatek. Czy ta willa należy do niego? Bez dwóch zdań. Zachowuj się normalnie. Nie bądź idiotką! Spoglądałam w każdą stronę. W swoim życiu nie widziałam tyle pięknych przedmiotów ani tak drogich ciuchów. Ubrana w zwykły biały T-shirt i krótkie spodenki wyglądałam przeciętnie. Mało powiedziane, byłam biedna i tak też prezentowałam się. Można było uznać mnie za flejtucha. W tłumie pięknych dziewczyn byłam chodzącą szkaradą. Każdy zna bajkę Piękna i Bestia, prawda? Cóż w tym wypadku byłam Bestią.
Z każdym krokiem miałam co raz mniej powietrza, tak jakby ubywało go z otoczenia. Byłam już tak blisko Williama. Oczy miał jakby zamglone. Głęboki brąz, niesamowicie piękny. On sam wyglądał niczym wyjęty z fotografii. 


W.W


Znalazłem się w środku tego całego cyrku. W tłumie rozbrykanego towarzystwa zauważyłem znajomą twarz. To była ona,nowa pomoc domowa. Zmarszczyłem brwi i przyjrzałem się jej uważnie, w kawiarni nie miałem na to czasu.Szła w moją stronę powolnym krokiem, rozglądając się po ogromnym salonie. Na jej twarzy malowało się zdziwienie. Można śmiało stwierdzić, że myślała nad tym jak to posprzątać. Miała na sobie prosty, biały T-shirt i krótkie spodenki.  Jej długie brązowe włosy opadały lekko,aż po pas. Duże błękitne oczy ze srebrnymi refleksami mieniły się w blasku wielkiego,pozłacanego żyrandola. Przez najzwyklejsze wręcz ubogie ubrania znalazła się na językach ludzi z wyższych sfer. W oczach tych snobów jest niczym,zabawką,którą można pomiatać. 
Nie zauważyłem kiedy obok mnie pojawiła się Kate, piękna blondynka o długich nogach,która wciąż na twarzy ma pogardliwy uśmiech. 
- No proszę,a to kto?Nowa gosposia? Mogłaby się chociaż ubrać na pierwszy dzień pracy  - parsknęła śmiechem. 
Rzuciłem jej wrogie spojrzenie kiedy zrozumiałem kogo ma na myśli,dziewczyna z kawiarni stała niecałe dwa metry ode mnie 
- Schowaj pazurki na wieczór i trzymaj swój jadowity język za zębami – syknąłem - od dziś ta kobieta – wskazałem dłonią -  jest moją pracownicą i jednocześnie gościem w tym domu. A teraz idź. Jeszcze kogoś przestraszysz swój a twarzą.
Zrobiła kwaśną minę i odeszła. Nie chciałem aby ktokolwiek pierwszego dnia zniechęcił moją nową pracownicę.  Potrzebowałem jej przynajmniej na okres sezonowy za nim wyjadę do Kalifornii.  Ktoś przecież musi utrzymać dom w ładzie. Trudno teraz o dobrą służbę
Dziewczyna stanęła przede mną zestresowana i wystraszona. Tak mi się wydaję,nie jestem świetnym obserwatorem.
- Przyszłam..- wydusiła.
- No przecież widzę,nie jestem ślepy. -wywróciłem oczami -To twój dzień próbny,spiszesz się ,spakujesz swoje rzeczy i wprowadzisz się tutaj. - oparłem się o poręcz schodów. - No,nie patrz się tak,wyglądasz jak obłąkana. Nie rozmawiaj z nikim,jeśli zaczniesz będzie źle. - stwierdziłem -  Na co czekasz?Zabieraj się do pracy - wskazałem ręką na brudne naczynia
- Przepraszam..ja...
- Och,skończ mruczeć. Nie przepraszaj,nie mnie i nikogo innego bynajmniej nie w mojej obecności.
Zostawiłem dziewczynę samą,a sam dałem się porwać w wir szalonej imprezy.