Przyczyną kochania jest miłość
I.C
Choć dookoła mnie było dużo pracy,wciąż myślami błądziłam do pocałunku. Jednego,niewinnego,nic nieznaczącego pocałunku. Właściwie dlaczego to zrobił? Przecież mógł inaczej wykopać tamtą dziewczynę z domu. Ta akcja była zupełnie nie potrzebna. Moje relacje z Williamem z reguły są dość oschłe lub ograniczają się jedynie do pracy. Głównie słyszę ''dlaczego nie pracujesz?'',''zabieraj się do roboty'' i ''samo się nie posprząta''. Zdarzają się niezwykle rzadkie wyjątki.Uchodzę w tym domu za powietrze. Co bywa naprawdę śmieszne.
- Ubrałbyś się czasem. Nie zaszkodzi twojej godności - wywracam teatralnie oczami i kieruję się do salonu.
- Przestań marudzić i patrz póki możesz,nawet nie wiesz ile laski by za to oddały - chłopak podąża za mną.
- Serio,ubierz się. Mdli mnie na twój widok - rozkładam się na kanapie. Will siada obok mnie,zupełnie nagi.
- Ty tak na poważnie? A co jeśli twój kicuś się przeziębi? Nie będzie ci go szkoda? - zakrywam dłońmi twarz i spoglądam na chłopaka jedynie przez szczeliny między palcami.
- Ktoś zawsze się nim zajmie, nie martw się o to - porusza zabawnie brwiami - po prostu przyznaj,że ciebie onieśmielam
- Chyba śnisz - rzucam w chłopaka poduszką - zakryjesz się w końcu?
- Dobra mała,idę się ubrać. Niech bóg ześle kogoś kto cię rozdziewiczy,może nie będziesz taka marudna - wzdycha i wychodzi z pokoju.
Szczerze,kto co noc chciałby słyszeć bandę niewyżytych królików kopulujących ze sobą? Na pewno nie ja! Zapatrzony w siebie egoista. Marnotrawny dupek.
- Nie dąsaj się tyle,to jest William. Po prostu musisz go zaakceptować. Taki już jest. - ręka Griffina spoczęła na moim ramieniu.
- Ale dlaczego? Czy wszystkich tak traktuje? - westchnęłam i przejechałam dłonią po czole.
- Kiedyś taki nie był. - uśmiechnął się ponuro
- Co się stało? - byłam bardzo zaciekawiona. Chłopak lekko spoważniał.
- Woda sodowa uderzyła mu do głowy,to się stało. - zaśmiał się - a teraz,kurde wcinaj te lody bo się zaraz roztopią! - postanowiłam nie drążyć tematu i zaczęłam zajadać się łakociami.
Griffin jest totalną przeciwnością Williama. Nie mogę uwierzyć w to,że są braćmi. W życiu nie miałam okazji spotkać tak cudownego faceta. Jest dla mnie ogromnym wsparciem,oddanym przyjacielem. Minął miesiąc odkąd pracuję w posiadłości Wolfa i mogę przysiąc,że gdyby nie młodszy brat szefa,nie wytrwałabym tam minuty dłużej.
- To co powiesz na szybkie zakupy i powrót do królestwa? - zagadnął mnie Griff
- Niechętnie przystaję na drugą część propozycji,ale jeśli nie mam wyjścia - mruczę
- Och,uśmiechnij się piękna! - chłopak dźgnął mnie palcem w bok. Nie mogłam się nie zaśmiać,uśmiech sam wpełznął na moją twarz. - o widzisz? Od razu lepiej!
Resztę czasu spędziliśmy na chodzeniu po sklepach w poszukiwaniu nowych ubrań oraz na wygłupianiu się.
- Właściwie dlaczego Wielki Finn? - zaśmiałam się na myśl o samym przezwisku.
- Długa historia,kiedyś ci opowiem - zaczesał kosmyk włosów za moje ucho. Chwycił mój podbródek w palce i skierował głowę do góry,tak abym na niego spojrzała.
Moje serce przyśpieszyło bicia. Nasze usta były tak blisko siebie. I nagle,za moich pleców wydobyło się chrząknięcie.
- Kurwa stary,wybrałeś sobie świetny moment. Mogłeś chociaż poczekać.
- Hola hola,paniusia się zdenerwowała. Straszne! - William udawał przerażonego - mam wykopać sobie grób własnymi rękoma?!
- O co tobie tak właściwie chodzi?! - było można wyczuć napięcie w atmosferze.
- Isabel wejdź do środka i zaczekaj na mnie w salonie. - Will skierował się do mnie.
- Co? - zapytałam zdziwiona
- Głucha jesteś?! - wrzasnął - idź i zaczekaj w salonie! - powtórzył
Stałam jak słup. Nie mogłam się ruszyć,miałam przeczucie,że wydarzy się coś złego.
- No,na co czekasz? Aż fanfary zaczną grać? - złość rosła w każdym słowie wypowiedzianym przez piosenkarza.
- Isabello,idź. - poprosił Griffin.
- Robię to tylko dlatego,że mnie prosisz - wyjąkałam
- Jak romantycznie,a teraz zmykaj - zagruchotał sarkastycznie Will,a ja chwilę później zniknęłam za drzwiami.
W.W
W.W
- Mieliśmy umowę! - warknął Griffin i zacisnął pięści.
- Jaką umowę,o czym ty pierdolisz? - nie miałem pojęcia o co mu chodzi.
- Trzymaj się z dala inaczej pożałujesz. - zagroził i uderzył pięścią w ścianę.
- Pożałuję? Ciekawe. Najwyżej możesz zdjąć spodnie i pomachać mi gołym tyłkiem przed twarzą - mruknąłem
- Spierdalaj - syknął po czym odszedł.
- I vice versa! - krzyknąłem na odchodne przez uchylone drzwi.
Opanuj się. Rozluźnij mięśnie.Siedź cicho.
-Dlaczego to zrobiłeś? - Isabella stanęła przede mną. Założyła rękę na rękę,a na jej twarzy malował się gniew.
- Zrobiłem co? - prychnąłem i rozłożyłem się wygodnie na fotelu.
- Nie udawaj debila. Nie możesz choć raz normalnie odpowiedzieć? Musisz ciągle zgrywać kogoś wielkiego?!
- Jak to,a nie jestem? - złapałem się za serce udając urażonego.
- Jaja sobie robisz? Odkąd tu jestem traktujesz mnie jak powietrze i nagle przeszkadza ci to,z kim się spotykam?! - w jej oczach zebrały się łzy
Wziąłem głęboki oddech.
- Bella,uspokój się. - powiedziałem łagodnie - po prostu - zamilkłem. Co ja właściwie mogę jej dać za wytłumaczenie? - zaufaj mi,dobrze? - palnąłem.
- Na zaufanie trzeba sobie zasłużyć - wrzasnęła i wybiegła z salonu.
Niezłe posunięcie William,ty tępa fujaro! To zabrzmiało prawie tak,jakbym chciał namówić wygłodniałego lwa żeby przeszedł na wegetarianizm. Co mi strzeliło do tego pustego łba? Kurwa
Myśl,myśl,myśl. Nerwowo krążyłem po pokoju.
- O mój boże! Gwiazda światowego formatu dzwoni do moi? William Wolf,świat oszalał! - radosny okrzyk i piski rozbrzmiewały w słuchawce.
- Za trzecim razem przestajesz być śmieszna - mruczę
- Ktoś tu nie w humorze - zachichotała. Uwielbiam jej delikatny śmiech - co się stało? co mogę dla ciebie zrobić? - pyta spokojnie.
Zawsze to w niej lubiłem,umiała dostosować się do sytuacji.
- Mam problem. I to duży problem - wzdycham
- Olśnij mnie - jestem pewien,a nawet idę o zakład,że w tej chwili przegląda sobie paznokcie i stąpa z nogi na nogę,a na jej twarzy maluje jej się znudzenie. Za każdym razem,gdy nie walę prosto z mostu,jest taka sytuacja,zawsze.
- Problem z dziewczyną - mówię cicho.
W telefonie rozbrzmiewa śmiech. No cóż i mnie się może to zdarzyć.
- Ty? z laską? - śmiech i niedowierzanie,najgorsze połączenie ze wszystkich możliwych.
- Przyjedziesz? - poprosiłem
- Będę jutro - odpowiedziała poważnie.
- Dasz radę? - zdziwiłem się. Jednak jest między nami spora odległość.
- O to się nie martw - połączenie zakończone.
- Więc czekam na ciebie. - szepczę do siebie i odkładam telefon.